niedziela, 21 września 2014

Moje pierwsze powidła!

Śliwki obrodziły aż się drzewa pouginały. Zrobiłam przyjemność babci i dałam jej 2 wiadra śliwek. Zrobiłam przyjemność teściowej i dałam jej wiadro śliwek. Zbyt wiele jeszcze zostało na drzewach, żeby przejść obok obojętnie.
Poczytałam, poszperałam, posłuchałam koleżanki i zdecydowałam: zrobię powidła bez mieszania. W piątek pokroiłam owoce i zasypałam cukrem (warstwa 1kg śliwek, 200 dkg cukru). Robotę widać na rękach do dzisiaj, bo paznokcie i skórki się odbarwiły.

W sobotę od rana gotowałam.

I już po czterech godzinach powidła wyglądały bosko.
Postały sobie do niedzieli w garnku i zrobiły się gęste. Smak tak jak widok: boski. Takie śniadania mogę jeść codziennie.
Tylko, że na tyle roboty i na 4 kg śliwek ilość zapasteryzowanych słoików malutka. Coś czuję, że do zimy to one będą zjedzone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz