niedziela, 5 października 2014

Każdy ma jakiegoś bzika.

W sobotnie wieczory wdrapujemy się cała rodziną na poddasze i każdy zajmuje się swoim bzikiem. Mąż odkopał ostatnio stare Amigi i Comodorki. Siedzi i pokazuje dziecku jak kiedyś się grało. Ja siadam wtedy do szycia i przerabiam co tylko mi w ręce wpadnie. Jak dziecko się nudzi z tatusiem to robi szaliki dla misiów z tego co zostanie mamie.
Wszystko przez to, że po prababci dostałam maszynę do szycia. Trochę wycieriała przy remoncie strychu, bo robiła za stolik na wszystko, ale działa bez zarzutu.
Poprzednia, zakupiona samodzielnie, marki Łucznik - nówka - padła mi po 2 latach użytkowania. Nieszczęśliwie padła w trakcie szycia stroju na jasełka.
Moja kochana spadkowa maszyna ma tylko jedną wadę: szyje do przodu i do tyłu. Nie obrzuca. Zakup nowej i tak mnie nie minie, ale na razie dojrzewam do tej decyzji. Zanim jednak to nastąpi pomaluję stojak od moją staruszkę.